Obrazkowa historia pomazańca Antoniego Macierewicza.
Historia marszu Misiewicza na szczyty niekompetencji bynajmniej nie zaczyna się od jego oszałamiającej kariery w MON, a w momecie powstania Zespołu Parlamentarnego. Jego rola nie ograniczała się do strony redakcyjnej. U boku Macierewicza reprezentował niewykształconego, spiskowo zorientowanego odbiorcę raportów i do niego należało nadanie kolejnym raportom trafiającej do tego kręgu odbiorców zawartości merytorycznej, stąd też w raportach takie absurdy jak 1,5km kw. obszaru zalegania szczątków. Misiewicz dobrze rozumiał internet - zespół amerykanskich ekspertów to trzech blogerów S24 ( w tym ZP upodobnił się do Rolexa przedstwiającego swojego i KaNo znajomego z Rzeszowa jako zagranicznego akademika).Oczywiście najlepiej rozumiał rolę internetowego hejtu. Każda dyskusja na tematy katastrofy smoleńskiej przeradzała się w obrzucanie oszczerstwami i obelgami.
Słowa premier, w szczególnosci użycie jako symbolu nazwiska pomazańca Macierewicza, mogą coś zapowiadać, bo przecież do polityków PiS nie mogło nie dotrzeć, że podkomisja, dla której utworzenia Macierewicz zmienił prawo, po kilku miesiacach działalnosci nie ma nic do powiedzenia, do spółki z Macierewiczem nie potrafiła wytłumaczyć od kogo wyszła inicjatywa spotkania z MAK a teraz, mając przed oczami widmo międzynarodowej kompromitacji kombinuje, jak się z tego wycofać.Kompromitacji mogłaby uniknąć w prosty sposób - na przykład prosząc Rosjan o eksperymety na symulatorze, niepublikowane wyniki testów aerodynamicznych Tu-154, orzecznictwo rosyjskich sądów dotyczące odpowiedzialności kontrolerów na ich lotniskach wojskowych - to są tematy, które Rosjanom by nie zaszkodziły. Mogła by też poprosić o szczegóły oblotu.
Znając życie myślę jednak, że zapowiadają mały deszcz.