Przodująca siła narodu sprawiała do tej pory wrażenie monolitu. Wprawdzie można było usłyszeć w mediach polityków nieco łagodniejszy językiem formułujących oskarżenia pod adresem adwersarzy, różnica dotyczyła jednak tylko formy – treść pozostawała zgodna z linią partii.
W ostatnich dniach przytrafił się ewenement – w temacie Misiewicza Macierewicz pokazał Kaczyńskiemu gest Kozakiewicza. Poprzednio ten gest ujrzała premier, ale do tego jesteśmy przyzwyczajeni już od czasu formowania rządu.
Zdarzenie wywołało szereg komentarzy, ponieważ podważyło powszechne przekonanie, że w Polsce niepodzielnie rządzi Kaczyński zaś rolą najwyższych urzędników państwa jest odgadywanie jego myśli. Niewielu jednak zwróciło uwagę na czas, w jakim Macierewicz pokazał Kaczyńskiemu wymowny gest, a uczynił to w przeddzień wizyty Merkel w Polsce i zapowiadanego spotkania z Kaczyńskim. Tak więc Merkel posłuchał sobie opowieści zdziwaczałego starszego pana o europejskim supermocarstwie atomowym podczas gdy wszyscy wiedzą, że Macierewicz zgodzi się na nie, o ile to Misiewicz będzie trzymał walizkę z kodami.
Natomiast już prawie niezauważona przeszła informacja prokuratury, że w czasie wypadku drogowego przed rokiem komputer w samochodzie prezydenta trzykrotnie ostrzegał o zepsutej oponie a prezydent zasuwał dalej zupełnie jakby do Smoleńska. Ziobro nie włącza się w pojedynek gigantów na szczycie PiS ale w przeddzień wizyty Merkel dyskretnie przypomniał o kartach w jego rękawie, co pewnie popsuło Kaczyńskiemu nastrój. Kart Ziobro parę ma – opona to sprawa Błaszczyka, prokuratorskie śledztwo smoleńskie jest w jego rękach a tyczy Macierewicza. Prokuratura poprosiła o uzupełnienie doniesienia komisji Berczyńskiego w sprawie znikających sekund, które oczywiście nie znikły no i w ogóle nie powołała nowego zespołu biegłych w tematach pilotażu i technicznych. Macierewicz, likwidując prokuraturę wojskową – de facto to jego zemsta - ukręciła bat na siebie i dał go Ziobrze, bo sprawa karambolu toruńskiego mimo, iż badana przez podległą mu żandarmerię w końcu trafi do prokuratury przyczajonego Ziobry, który ma już za sobą wyniesienie, zdołowanie i powtórne wyniesienie więc wie, że łaska prezesa na pstrym kocie jeździ i lepiej po cichu ale konsekwentnie kolekcjonować haki. Gdyby doszło do zwarcia, to on będzie rozgrywającym.