Koniec ubiegłego tygodnia przyniósł dwa spektakularne występy najważniejszych polskich polityków. Najpierw Szydło zabrała się za podnoszenie Europy z kolan. Jej tekst wygłoszony w obronie Macierewicza byłby tylko bezsensowny, gdyby nie posłużyła się śmiercią dzieci w Manchesterze, ale się posłużyła, wiec stał się obrzydliwie cyniczny.
Kaczyński wystawiając Dudę na kandydata nie liczył na jego zwycięstwo. Duda swoją pracowitością w kampanii prezydenckiej miał zbudować dobry fundament do kampanii parlamentarnej, na której PiSowi zależało bardziej. Tymczasem porobiło się tak, że polityk z drugiego-trzeciego szeregu PiS został prezydentem. Powiedzieć o Dudzie, że jest niesamodzielny to mało. Nieliczne myśli pojawiające się w głowie Dudy poza sezonem narciarskim skupiają się na jednym - przypodobaniu się Kaczyńskiemu. O ile znająca Kaczyńskiego przez lata vicepis czyni to bez trudu, Dudzie nie wychodzi. Szydło po zwycięstwie 1:27 zasłużyła na powitanie kwiatami, tymczasem Dudy po sukcesach na szczycie NATO nikt nie witał. Szydło "ani jednym uchodźcą" trafia w punkt "G" bojącego się mikrobów Kaczyńskiego podczas gdy biedny Duda nawet kiedy chciał stanąć po stronie Kaczyńskiego w zwarciu z Macierewiczem o fundamentalny dla PiS problem Misiewicza, oberwało mu się po paluchach za politykę epistolarną czyli nieproszone wtrącanie się w rozmowy "poważnych graczy".
Na szczytach NATO spotykają się głowy państw wiec z Polski musiał jechać Duda. W NATO oczywiście wiadomo, że w sprawach obronności w Polsce nie ma nic do powiedzenia ani zwierzchnik sił zbrojnych - prezydent, ani zwierzchnik ministra obrony - premier ani przewodniczący rządzącej partii. Tak więc do Brukseli pojechał Duda. Nikt na niego nie zwracał uwagi a on sam nie miał nic do powiedzenia bo nikt z rzeczywistych krajowych decydentów nie raczył go do wyjazdu przygotować. Jedyne, co Duda mógł zrobić to wysłać z Brukseli do kraju sygnał, "prezesie, zobacz, jestem tu". Wymyślił sobie, że jest w stanie rozbawić Kaczyńskiego tak jak kiedyś rozbawił go "list Kozaków do sułtana" i wystawił paluszki zza głów pozujących do zdjęcia dwóch pozostałych szefów państw trójkąta weimarskiego.
Przy tej okazji warto przypomnieć reakcję Lecha Kaczyńskiego, kiedy lata temu przed trójkątem weimarskim tylko prasa niemiecka nazwała go kartoflem.
Potem jeszcze Duda wygłosił przemówienie, które jego samego rozbawiło. Hagiografowie Dudy być może kiedyś znajdą odpowiedz na kwestę, co Dudę rozbawiło - czy groźniejsza mutacja wirusa filipińskiego czy to że w połowie zdania zdał sobie sprawę, że pieprzy. Drugie otwierałoby jakąś nadzieję.
Ale z dalekosiężnego punktu widzenia dobrze, że w tak poważnych sprawach nasz kraj reprezentuje Duda, bo on się tylko powygłupia a Macierewicz mógłby narobić poważnych szkód.